Hej wszystkim, zdjęcia do tego postu co prawda zrobiłam już 2 tygodnie temu, ale jakoś nie mogłam się zabrać za jego napisanie. Oczywiście...

Czarna maska - hit czy kit?

Hej wszystkim,

zdjęcia do tego postu co prawda zrobiłam już 2 tygodnie temu, ale jakoś nie mogłam się zabrać za jego napisanie. Oczywiście wiecie o czym będzie dzisiaj mowa po tytule :D


Wiem, że to nie jest ta słynna czarna maska, którą praktycznie zrywa się ze wszystkim na twarzy, ale jak zobaczyłam tą w Hebe to pomyślałam, że mogę zrobić na jej temat fajny post.

"Carbo Detox" Bielendy kosztował mnie bodajże niecałe 4 złote. Jest to maska peel-off, która ma ponoć zejść w jednym kawałku. Z tego co możemy przeczytać na opakowaniu ma za zadanie oczyścić skórę, zwęzić pory i nawilżyć naszą twarz. Maska zawiera aktywny węgiel oraz jakiś ekstrakt z różowego grapefruita, przez co według mnie maska ma ładny zapach, ale czy to coś robi to napiszę później ;) Ja mam skórę mieszaną z tendencjami do przesuszania i choć na opakowaniu jest napisane, że maska jest przeznaczona do cery mieszanej i tłustej to ja nie zauważyłam, żadnych negatywnych skutków pod tym względem na mojej twarzy, więc spokojnie nadaje się też do dość suchej cery. Zwłaszcza iż ponoć maska ma nawilżać ;)

 Oczywiście maseczka, tak jak wiele teraz, jest przeznaczona do dwóch aplikacji. Ja użyłam jej raz i muszę powiedzieć, że byłam praktycznie na styku, żeby z ta jedna "saszetka" wystarczyła mi na całą twarz. Z tyłu opakowania dowiadujemy się jeszcze, że maseczka ma wchłaniać nadmiar sebum, usuwać martwe komórki naskórka i przeciwdziałać powstawaniu wyprysków. Cera ma być rozświetlona a dzięki formule maska ma się idealnie dopasować do twarzy, co jest według mnie trochę dziwne do napisania, bo czy nie wszystkie maseczki nakładane na twarz, oprócz oczywiście tych "chusteczkowych", idealnie dopasowują się do twarzy? Przecież nakładając ją palcami docieramy do wszystkich zakamarków twarzy i do każdej "górki i doliny" ;) Oczywiście tak jak wszystkie maski, trzeba ją nałożyć na oczyszczoną skórę i zostawić na 20 minut :)


Jako, że kazano mi oczyścić twarz, tak też musiałam zrobić i zmyć cały makijaż, który nałożyłam specjalnie do pierwszego zdjęcia :D Oczywiście musiałam też związać włosy, bo maska jest do twarzy a nie do twarzy i włosów :)


Jakby ktoś był ciekawy to do zmycia makijażu użyłam płynu micelarnego, również z Bielendy. Płyn spisuje się nie najgorzej, zmywa całkowicie cały makijaż, nie podrażnia oczu (dopóki przez przypadek nie wleci do samego oka, co zdarzyło mi się parę razy). Po zmyciu makijażu użyłam także oliwkowej wody tonizującej z Ziaji, ale niestety nie zrobiłam jej zdjęcia, poza tym jest ona prawie na wyczerpaniu, gdyż używam jej 2 razy dziennie.



Jak już mówiłam ledwo wyrobiłam się z ilością tej maski w tej jednej części. Konsystencja, jak mówi producent, jest żelowa. Może aż za bardzo, gdyż sporo zostaje na palcach i się do wszystkiego przylepia, a bardzo ciężko jest ją zmyć jeśli jeszcze nie zastygła. Mniej więcej mogę to porównać do zmywania masła z palca. Czy szybko wysycha? Hmm, i tak i nie.

Tu jest zdjęcie zaraz po założeniu maseczki (widać miejsca, w których już mi jej brakowało i nie dało rady więcej wycisnąć z tego opakowania):



A tak wygląda zaschnięta w 98%:



Czemu w 98% a nie 100%? No właśnie. Trzymałam specjalnie tą maseczkę trochę dłużej niż 20 minut, gdyż jedno miejsce na policzku ani trochę mi nie zaschło. Nie wiem, czy to z mój policzek ma jakieś problemy osobiste, czy ta maska zwyczajnie nie daje rady w 20 minut się wysuszyć. Biorąc pod uwagę żelową konsystencję i aktywny węgiel w produkcie, myślałam że zdejmowanie jej będzie ciut trudniejsze, ale nic bardziej mylnego. Maska schodzi jak każda inna bez nawet jednego, maleńkiego problemu. Gdyby nie to jedno, wilgotne miejsce, zeszłaby w jednym kawałku co jest na pewno na plus tej maski. No dobra, ale dość gadania, tylko przejdźmy do tego czy ona w ogóle działa?

Tu macie moje zdjęcie po zdjęciu czarnej maski z twarzy:


Nie wiem czy to widać (choć raczej tak), ale maseczka praktycznie nic nie zmieniła w mojej twarzy. Jedyną rzeczą, którą mogę jeszcze powiedzieć to to, że może rzeczywiście została ona rozświetlona. I to właściwie tyle. W dotyku skóra była praktycznie identyczna jak przed aplikacją. Czy zwężą pory? Hmmm... no tak średnio. Nie mam jakiejś bardzo problematycznej skóry, ale zawsze jak u każdego, są dni w miesiącu, kiedy na twarzy pojawiają się nam nowi koledzy i muszę powiedzieć, że ta maska nie zapobiega powstawaniu wyprysków.
Podsumowując. Czy warto kupić? Zależy. Jeśli chcecie odświeżenia skóry i po prostu dla przyjemności posiedzenia z maską na twarzy to jak najbardziej jest ona dla Was. Jeśli szukacie efektów, to może lepiej zainwestować w prawdziwą czarną maskę ;)

Oczywiście wszystkie opinie są moje i na Was może całkowicie inaczej ona działać.

Komentujcie, udostępniajcie i czekajcie na nowe posty :)

xx

Ola


Hejka! Pomyślałam, że zrobię taką serię już na tym blogu, gdyż jest to już mój chyba 3 czy 4 post tego typu, więc czemu nie, skoro jestem ...

Miesięczny przegląd muzyczny :)

Hejka!

Pomyślałam, że zrobię taką serię już na tym blogu, gdyż jest to już mój chyba 3 czy 4 post tego typu, więc czemu nie, skoro jestem jeszcze w takim wieku, że jestem "na czasie" ze wszystkimi nowościami i może ktoś posłucha tego w czym ja jestem zakochana. Jeśli nie wiecie jeszcze o co chodzi, to będę wybierać 5 piosenek lub zespołów i przedstawiać je Wam w zestawieniu do danego miesiąca. Zaczynajmy!

1.  BeMy


BeMy jest to zespół francusko-polski założony przez dwóch braci Mattię i Elliego Rosinskich, którzy urodzili się we Francji, ale mają rodziców Polaków. Sam zespół znam już dość długo, gdyż dawno temu byli w Dzień Dobry TVN i od tamtej pory miałam ich 2 piosenki na komórce i ciągle słuchałam. Ostatnio jednakże mieli koncert w Białymstoku, na który poszłam. Był dosłownie wspaniały i zakochałam się we wszystkim co tworzą. Wam chciałabym przekazać moją ulubioną piosenkę z albumu Grizzlin', czyli

Let The Sun


Piosenka opowiada o tym, że nie musimy się o wszystko troszczyć i wszystkiego mieć pod kontrolą, bo nie wszystko zależy od nas i nie mamy na to wpływu. Jak mówi tekst utworu "Pozwól słońcu oświetlić świat, ono ciebie nie potrzebuje".  Naprawdę zachęcam wszystkich do przesłuchania całego albumu, bo uważam, że chłopcy zasługują na większą rozpoznawalność.

2. Selena Gomez

Sel znowu wypuściła hit w postaci singla 

"Bad Liar"


No co tu dużo mówić, bardzo chwytliwa piosenka :) Na początku muszę się przyznać, że nie do końca ją rozumiałam, gdyż Selena zwrotki praktycznie mówi a nie śpiewa, ale później na szczęście jednak to się jakoś scala ze sobą. Nie jest to na pewno wymagająca piosenka do śpiewania, bo też nie ukrywajmy, no ale Sel nie ma mocnego głosu. Jednak jakoś zawsze tak dobiera sobie piosenki, że w odsłuchu to w niczym nie przeszkadza i jest naprawdę miło i przyjemnie tego słuchać.

3. Logan Paul

Uwaga, uwaga, youtuber wkroczył do akcji! Każdy powinien znać Logana Paul'a, gdyż ostatnio o nim i jego bracie naprawdę głośno na całym Youtube. Zaskoczył mnie tym, że stworzył naprawdę dość chwytliwą piosenkę, a mianowicie

Help Me Help You


Logan ma dopiero 22 lata a stworzył, można by powiedzieć, takie swoje małe imperium, czyli Logang. Ma własną markę, miliony oglądających na youtubie, mnóstwo innych projektów i naprawdę chłopak żyje swoim najlepszym życiem. W teledysku do tej piosenki występuję Shay Mitchell znana z serialu Pretty Little Liars, gdzie grała Emily. Youtuber nagrał kawałek w kolaboracji z zespołem Why Don't We, który bardzo dobrze śpiewa. Radzę ostrożnie podchodzić do tego utworu, gdyż nucenie go cały czas gwarantowane.

4. Sarsa

Oczywiście nie mogło w tym zestawieniu zabraknąć polskiego akcentu, więc w tym miesiącu jest nim Sarsa, która nie jest tak długo na rynku i do której nie byłam ani trochę przekonana, aczkolwiek ta piosenka naprawdę nie jest zła, a mówię o

Volta


Jest to piosenka promująca film Juliusza Machulskiego o tym samym tytule i dokładnie po obejrzeniu tego filmu się dowiedziałam o tym utworze, gdyż była grana podczas puszczania napisów, czyli wtedy kiedy wszyscy wychodzą z kina. Słysząc ją, pomyślałam, że jest nawet dobra i nie brzmi tak polsko jak np. "My Słowianie" :D Mimo, że nie jestem fanką tej artystki, to cały czas puszczam i śpiewam tą piosenkę i uważam, że jest dość chwytliwa i zasługuje na Wasze przesłuchanie ;)

5. Gabrielle Aplin

Gabrielle jest artystką znaną z takich utworów jak "Please Don't Say You Love Me" czy też "Home", które myślę, że mogły się Wam obić o uszy. Ale nie o nich chciałabym Wam trochę opowiedzieć. Ostatnio w sugerowanych na youtube miałam właśnie inny utwór Tej piosenkarki.

Letting You Go


Z tego co dopiero teraz zauważyłam to jest to względnie "stara" piosenka, gdyż ma około 2 lat, a to na przemysł muzyczny trochę już jest, ale to nie robi absolutnie nic złego dla niej. Utwór ma bardzo ładną melodię, a Gabrielle ma przepiękny, uroczy głos. Po prostu nic dodać nic ująć i koniecznie musicie wysłuchać jej. Mimo że piosenka opowiada o "zerwaniu" to jest po prostu bardzo ładna do odbioru.

xx

Alex


Witam wszystkich znowu, po tygodniu :) Na razie będę się starała wrzucać jeden post tygodniowo, żeby się trochę wdrążyć, a później może zwię...

Za co kocham Warszawę? + zdjęcia ♥

Witam wszystkich znowu, po tygodniu :) Na razie będę się starała wrzucać jeden post tygodniowo, żeby się trochę wdrążyć, a później może zwiększę tę częstotliwość.

Jako, że jestem z Białegostoku i pociągiem mam trochę ponad 2 godziny jazdy do Warszawy, to nie powiem, dość często zdarza mi się w niej bywać. Zauważyłam wiele różnic między stolicą a miastem, w którym mieszkam. Przede wszystkim liczba ludzi. Samych mieszkańców w Warszawie jest ponad 1,7 MILIONA, kiedy u mnie mieszka zaledwie niecałe 300 tysięcy. Pamiętajmy jednakże, że do stolicy przyjeżdżają wszyscy i jest tam zawsze pełno turystów, więc ta liczba się jeszcze zwiększa.


Przez to, że jest tylu przejezdnych w Warszawie możemy spotkać ludzi z całego świata, co jest naprawdę bardzo przyjaznym zjawiskiem. Można poznać wiele nowych kultur, ich zwyczajów i wszystkiego co się z tym wiąże.


Warszawa ogólnie jest dość specyficznym miastem, które większość mówi, że albo się je lubi albo nie. Ja tak nie uważam do końca, gdyż zależy to od pewnych czynników. Ja na początku kiedy przyjeżdżałam do Warszawy to bardzo jej nie lubiłam a już szczególnie jesienią i zimą, bo wydawało mi się że zwyczajnie jestem otoczona przez beton i musiałam się dobrze rozejrzeć, żeby zobaczyć drzewa... Ale coś się zmieniło. Zaczęłam coraz częściej wracać do stolicy, czy to do rodziny, czy na wycieczki, czy po prostu dla relaksu (wiem, trochę dziwne połączenie Warszawa i relaks). I za każdym razem bardziej mi się to podobało. Zauważałam coraz więcej rzeczy i zaczęłam w tym widzieć jakiegoś rodzaju piękno.




W stolicy życie dosłownie gna, już nawet nie biegnie, tylko gna. Wszyscy biegają i może dlatego nie zauważają co ich otacza. W Białymstoku, jak i na całym Podlasiu, ludzie mam wrażenie, robią wszystko wolniej, spokojniej. Nie spieszy im się za bardzo. Bardzo rzadko ktoś biegnie na autobus :) Dlatego też mam czas popatrzeć na wszystkie budynki, na rośliny, na innych ludzi. I polecam Wam wszystkim z takim podejściem pojechać do Warszawy, podejść do wszystkiego na luzie. Obejrzeć się dookoła, popatrzeć na innych ludzi, pogadać z nimi, bo ludzie wcale nie są aż tak niemili jak to się mówi ;)




Jedno z wielu co kocham w Warszawie to to, że tu nieustannie coś się dzieje. Zawsze można coś zobaczyć, posłuchać, gdzieś być. Zwyczajnie ciężko się nudzić. Jest pełno muzeów, które też nie są takie tradycyjne o jakich myślimy, kiedy ktoś powie słowo muzeum. Na Starówce zwłaszcza w wakacje, non-stop coś się dzieje. Ja ostatnio jak byłam to załapałam się na koncert ;) Pełno jest też oczywiście zabytków, gdzie zawsze jest mnóstwo turystów, przez których nie raz trzeba się przedzierać :D Hahah no dobra nie jest aż tak źle.




Jeśli nie jesteście fanami tego typu rzeczy to bardzo polecam po prostu przejście się po dzielnicach Warszawy, bo każda jest inna i ma trochę inny klimat. A takie zwykłe przejście się ulicami miasta jest najlepsze do jego poznania.




Czy Warszawa jest dobrym miejscem do mieszkania? Szczerze? To zależy od człowieka, co woli. Mi osobiście by nie przeszkadzało to życie w obecnym momencie jakim jestem, bo jeszcze 2 lata temu powiedziałabym, że nie zbyt fajnie by się tam mieszkało właśnie przez ilość tych ludzi, więc to może być lekki minus dla niektórych.

Zostało mi jeszcze trochę zdjęć, więc teraz je tu wstawię, żebyście sami zobaczyli jak pięknie jest w tej naszej stolicy :D














Warszawę da się lubić. Ja ją polubiłam z czasem, ale wszystkim którzy jeszcze nie są za bardzo przekonani, polecam pojechanie na parę dni do Warszawy i nie biec wszędzie. Jeśli czegoś się nie zobaczy jednym razem, to jak na razie stolica trzyma się twardo i nigdzie nie ucieka, więc będzie można do niej wrócić :D Polecam też pójście do warszawskiego zoo, z którego też wiedzieliście zdjęcia, bo te zwierzątka są zwyczajnie urocze i miło jest na nie patrzeć.

Jeśli macie jakieś pytania czy o mnie czy o Warszawie czy jakiekolwiek piszcie w komentarzach a ja na pewno na nie odpowiem.

Mam nadzieję, że spodobał się Wam ten post, bo troszkę się starałam i mam nadzieję, że tak zostanie :)

xx

Ola


Cześć :) Mam na imię Ola. Niedawno zdałam maturę, skończyłam szkołę i zaczynam znowu od punktu wyjścia. Nie będę tu mówić, że nie miałam...

Powroty mniejsze i większe ♥

Cześć :)

Mam na imię Ola. Niedawno zdałam maturę, skończyłam szkołę i zaczynam znowu od punktu wyjścia.

Nie będę tu mówić, że nie miałam czasu na pisanie bloga, bo tyle się uczyłam, gdyż nie jest to zgodne z prawdą. Czas miałam. Chęci trochę brakowało. Nadal do końca nie wiem czy je znalazłam. Wiem jedno. Zawsze chciałam robić coś w internecie, coś dla ludzi, więc czemu miałabym tego nie robić? Owszem lenistwo to jest w obecnych czasach już choroba. Nawet gdyby ten post miał 10 wyświetleń z czego połowa to ja sama, albo moja mama, to będę naprawdę szczęśliwa jeśli choćby jedna osoba to przeczyta/zobaczy i jej się spodoba, albo chociaż nie będzie tego nienawidzić :)

Ostatnio przeczytałam artykuł, w którym pewna dziennikarka napisała, że nie dajemy sobie szansy na bycie szczęśliwym. Żyjemy tak jak inni tego od nas oczekują, a nie tak jak sami byśmy tego chcieli. A najważniejsze jest to, że nie walczymy o siebie. Ja chyba zacznę o siebie walczyć. Chcę zrobić w końcu coś z czego będę dumna i szczęśliwa. Chcę zostać dobrym fotografem, blogerką, pisarką, wszystkim po trochu. Nie muszę robić tego profesjonalnie, żeby znaleźć szczęście, ale nie mogę tego przestać robić, bo wtedy na pewno go nie znajdę.

Postanowiłam zrobić poprawki kosmetyczne tego bloga. Będzie dużo więcej mojej fotografii. Więcej muzyki, która jest ze mną niezmiennie od dzieciństwa. Chcę pokazać Wam kawałek siebie, który nie jest idealny, dlatego jest wyjątkowy. Nie robię wszystkiego perfekcyjnie i tak działa świat. Może kogoś z Was to zainspiruje do robienia czegoś co chcecie. Pozwólmy sobie być szczęśliwi.

Już dzisiaj to zacznę.

Dlatego chciałabym się z Wami podzielić moimi zdjęciami, które trochę czasu temu już zrobiłam :) Mam nadzieję, że się Wam spodobają.









xx

Ola


Jako, że nigdy nie mam specjalnie w danym miesiącu innych "ulubieńców", gdyż nie mam tyle pieniędzy, żeby co miesiąc używać innych...

Ulubieńcy ostatnich miesięcy ♥

Jako, że nigdy nie mam specjalnie w danym miesiącu innych "ulubieńców", gdyż nie mam tyle pieniędzy, żeby co miesiąc używać innych produktów, robię więc ulubieńców ostatniego czasu, czyli kilku ostatnich miesięcy, a raczej tego czego się z Wami jeszcze nie dzieliłam :)

Zaczynajmy!


1. Książka

Książka, którą czytałam na przełomie grudzień/styczeń, to kolejna część znanej wszystkim serii, a mianowicie "Harry Potter i przeklęte dziecko".

Jak możecie przeczytać na okładce, książka ta została wydana w postaci scenariusza, gdyż tak naprawdę ta część ma na celu być wystawiana na deskach teatru, co z resztą miało już swoje miejsce. Jako prawdziwa fanka Harrego, nie mogłam, nie przeczytać także i tego. Książkę dostałam na święta, ale nie zaczęłam jej od razu czytać, gdyż ciężko mi się zabrać za czytanie. Jednak kiedy już po nią sięgnęłam, to przeczytałam ją w 2 dni. Mimo, że jest to scenariusz to mnie osobiście bardzo wciągnęła i trzymała w napięciu w niektórych miejscach, ale też w niektórych, ktoś kto czytał inne części Harrego Pottera, wiedział co się stanie. Akcja dzieje się 19 lat po Bitwie o Hogwart i co ciekawe według tego, jest to dokładnie 2017 rok (wiem, bo Rowling podała, że bitwa ta miała miejsce w 1998 roku i to na kilka dni przed moimi urodzinami). W tej kilkuset stronicowej książce jest opisane kilka lat, głównym bohaterem jest syn Harrego - Albus, który tak jak jego tata, stwarza problemy. Choć książka ma swoich zwolenników i przeciwników, ja jestem zdecydowanie za przeczytaniem jej, zwłaszcza jeśli ktoś czytał pozostałe części tej serii, gdyż jest to dość ciekawa kontynuacja.

2. Kosmetyki

Pierwsza na taśmę pójdzie pianka oczyszczająca z "Under Twenty" :)


Piankę kupiłam stosunkowo nie tak dawno, gdyż może tydzień temu. Potrzebowałam czegoś co będzie oczyszczać moją skórę i jak na razie zdaje egzamin. Ma bardzo przyjemny zapach arbuza (choć dla kogoś może pachnieć jak melon, ale wiadomo ta sama rodzina, to pachną podobnie). Po umyciu nią twarzy zdecydowanie czuć, że jest ona czysta. Ja niestety czuję, jakby stawała się lekko przesuszona, ale od razu nakładam krem na twarz i wszystko jest w porządku. Może nie powiedziałabym tylko, że skóra jest po niej miękka, bo używałam już innych produktów, które rzeczywiście miały taki efekt, no i tej piance jest jeszcze daleko do tego. Zobaczymy jak dalej się będzie sprawdzać, na razie daje rady ;)

Kolejnym produktem jest sól do kąpieli:





















Sól kupiłam tylko dlatego, że często po prostu chcę, żeby woda ładnie pachniała, ale nie chcę tych wszystkich bąbelków, więc szukałam jakiejś przyjaźnie pachnącej soli, co nie było takie łatwe, gdyż dużo soli pachnie jakby miały ten sam zapach, co detergenty myjące toaletę. Ale udałam się do Natury i tam znalazłam tą sól z Tutti Frutti i spodobał mi się jej zapach i cena, więc pomyślałam, że wezmę. Na pierwszy rzut oka lekko się tylko przestraszyłam, bo ta sól jest z płatkami kwiatów (te pomarańczowe nitki), a w moich oczach to wyglądało jak robaki i zastanawiałam się czy sól może się przeterminować a wtedy tworzą się robaki :D Ale na szczęście ogarnęłam, że to płatki jakiegoś kwiatka.

Kolej na róż do policzków :)

 Róż do policzków z Wibo, który już nawet nie wiem ile czasu go mam, jest moim nieodzownym przyjacielem. Nakładam go praktycznie codziennie na policzki i nie wiem jak jeszcze mi się nie kończy. Jest praktycznie go tyle samo ile było wcześniej. A jak możecie zauważyć, nie ukrywam, trochę brudne opakowanie, czyli używane ;) Róż w bardzo ładnym różowym kolorem.
Nie wiem tylko czy to dlatego, że nie umiem go nakładać, czy problem z moim lustrem/ światłem, czy mam jakieś krzywe oczy, ale bardzo ciężko mi jest czasami go nakładać, gdyż jak za dużo go nałożę na pędzel, to robi mi się placek różowego na policzku i w żaden sposób nie da się go rozprowadzić, dlatego muszę brać mało i uważać, żeby go dobrze rozprowadzić.






Kolejną "kosmetyczną" rzeczą, jest korektor :)




Potrzebowałam dość pilnie korektora w płynie, gdyż mój poprzedni zaczął mi przesuszać skórę pod oczami i nie mogłam obejść się bez kremu pod oczy 2 razy dziennie. Mój wybór padł na ten korektor z Lovely, który aplikuje się pędzelkiem. Pędzelek jest bardzo przyjemny w dotyku, jest miękki i dość precyzyjny. Sam korektor też jest dość dobry pod oczy, na wypryski już nie koniecznie, ale jak już mówiłam chciałam coś żeby mi zakryło moje wielkie wory pod oczami :) I zdaje egzamin na 5 ;)

Ostatnim już chyba kosmetykiem, jest pomadka, której o dziwo jeszcze tu nie pokazywałam:


Jest to pomadka w kredce z Golden Rose, w której jestem po prostu zakochana. Była to moja pierwsza tak mocna pomadka, którą dostałam od koleżanek na urodziny, więc trochę już ją mam :D Przede wszystkim jej atutem jest jakość w porównaniu z ceną. Taka kredka kosztuje ok. 13 zł, a utrzymuje się na prawdę długo. Owszem jak będziemy pić, albo jeść będzie się ścierać jak każda pomadka, ale sama się od środka nie zjada. Ja mam ją w kolorze 19 i jest to takie bordo, lekko fioletowe, bo pewnie nie widać na ręce. Jedyne co mi się nie do końca podoba, to to, że po kilku godzinach, jeśli nic się nie robi, strasznie się wysusza i widać wszystkie suche skórki na ustach, ale wtedy wiadomo, że trzeba coś wypić i ewentualnie poprawić kolor :) W Białymstoku niestety nie ma żadnego sklepu Golden Rose, jedyne gdzie można je kupić to na Madro w hali albo w którejś galerii jest wyspa Golden Rose.

To chyba wszystko co miałam Wam do przekazania. Mam nadzieję, że spodobają się Wam produkty i z chęcią któryś przetestujecie. Muzyki tym razem nie uwzględniłam, gdyż jest o tym oddzielny post z przed kilku dni.

Trzymajcie się ciepło ♥

xx

Alex



Łączna liczba wyświetleń

Obsługiwane przez usługę Blogger.